.: Czyje jest Auschwitz?
Strona główna
Aktualności
Historia obozów
Władze zwierzchnie
Obozy zagłady
Obozy koncentracyjne
KL Lublin (Majdanek)
   Obóz
    Założenia i budowa
    Organizacja obozu
    Obsada stanowisk
    FKL
   Podobozy
   Więźniowie
    Oznaczenia
    Funkcyjni
    Samopomoc i konspiracja
   Ucieczki
   Warunki bytowania
   Eksterminacja
   Grabież
   Kalendarium
   Obóz NKWD
   Procesy zbrodniarzy
   Muzeum
   Galeria
   Zdjęcia archiwalne
   Zdjęcia współczesne
Biogramy
Eksperymenty
Dokumenty
Słowniczek obozowy
Filmy
Czytelnia
Autorzy
Linki
Bibliografia
Subskrypcja
Wyróżnienia
Księga gości

Obóz w Oświęcimiu to nie tylko symbol męczeństwa, lecz także narzędzie przydatne do politycznych gier i zabiegów socjotechnicznych.

To wydarzenie bez precedensu w historii Oświęcimia - 27 stycznia zjadą się tu koronowane głowy, prezydenci, premierzy, przedstawiciele rządów; w sumie 40 delegacji państwowych. Obchody 60. rocznicy wyzwolenia obozu relacjonować będzie 1500 dziennikarzy. Przez krótką chwilę Oświęcim znajdzie się w centrum uwagi świata i będzie można odnieść wrażenie, że pamięć o masakrze, jaka się tu dokonała, stoi ponad podziałami politycznymi i interesami narodowymi. Gdyby jednak ktoś z tej rocznicowej zgody chciał wyciągać dalej idące wnioski - popełni błąd. Przez ostatnie 60 lat pamięć o Auschwitz nie jednoczyła, lecz dzieliła narody. Na świecie toczył się zacięty spór, kto ma prawo do tego symbolu. Stawka w tej grze była wysoka: zbrodnia dawała moralny i polityczny kapitał tym, którzy potrafili udowodnić swoje związki z ofiarami. Walczono więc o Oświęcim, a sama pamięć o zamęczonych ludziach czasami stawała się sprawą drugorzędną.

Gdy 27 stycznia 1945 r. oddziały ZSRR oswobodziły Auschwitz, zastały tu ok. 15 tys. osób wegetujących na granicy śmierci. W magazynach odkryto m.in. ok. 370 tys. ubrań i 44 tys. par butów. To oraz stosy trupów nagrywali frontowi operatorzy. Zmontowane później filmy przekazywały informacje według schematu ściśle ustalonego przez specjalistów od propagandy. Epatowały okrucieństwem Niemców oraz cierpieniem ofiar po to, by podkreślić zasługi wyzwolicieli. Jednocześnie unikały informowania o narodowości więźniów.

W radzieckich dokumentach propagandowych faszyzm zdefiniowano jako ostateczną fazę kapitalizmu, zaś Auschwitz miał być dowodem, jak dalece ten system może się zdegenerować. W cieniu Auschwitz nikt nie śmiał podnieść kwestii zbrodni stalinowskich, a kto się na to poważył, zyskiwał etykietkę sojusznika faszystów. Współuczestnicy ludobójstwa prowadzonego w ZSRR mogli pełnić rolę oskarżycieli w procesie norymberskim, zyskując certyfikat moralności.

Także rząd PRL czerpał polityczne profity z pamięci o zbrodni oświęcimskiej. Martyrologia narodu i zwycięstwo nad Niemcami były jednym z fundamentów, na których komuniści opierali legitymację do sprawowania rządów. Byli więc zainteresowani, by przyjąć jak najwyższe szacunki liczby ofiar i zataić fakt, że to nie Polacy byli wśród tych ofiar grupą najliczniejszą. O przywożonych z całej Europy Żydach wspominano mimochodem. Przeznaczony dla zwiedzających przewodnik Interpressu informował: "Od marca 1942 do końca istnienia obozu więziono zarówno Polaków, jak Amerykanów, Anglików, Belgów, Bułgarów, Chorwatów, Cyganów, Czechów, Francuzów, Greków, Holendrów, Hiszpanów, Litwinów, Łotyszy, Niemców, Norwegów, Rosjan, Serbów, Słowaków, Słoweńców, Węgrów, Włochów i Żydów". O tym, że ci ostatni stanowili jakieś 90 proc. ofiar, nawet się nie zająknięto.

W 1947 r. osądzono w Warszawie, po czym stracono twórcę i komendanta obozu Rudolfa Hössa. Dość swobodnie interpretując jego zeznania, oszacowano liczbę straconych w obozie ludzi na ok. 4 milionów. Ta gigantyczna liczba mogła budzić wątpliwości, ale od strony propagandowej miała tak rażącą wymowę, że nikt nie myślał, by ją zweryfikować. W 1947 r. ustawą sejmową powołano do życia muzeum pod nazwą Pomnik Męczeństwa Narodu Polskiego i Innych Narodów.

Gdy w Polsce, ZSRR i całym bloku wschodnim z rozmachem kultywowano pamięć obozów zagłady, Zachód o nich zapomniał. W USA, gdzie żyła największa na świecie diaspora żydowska, jej członkowie uczynili wiele, by wyciszyć wspomnienia z obozów. Trwała zimna wojna i ZSRR stał się dla Ameryki wrogiem, zaś Niemcy Zachodnie sojusznikiem. Organizacje żydowskie powstrzymywały więc propagowanie informacji o Auschwitz. Peter Novick w książce "The Holocaust in American Life" przytacza przykłady napomnień kierowanych do członków stowarzyszeń przez ich władze, żeby zaprzestali "irracjonalnych lub wrogich wypowiedzi na temat Niemiec", lub przepraszających oświadczeń, iż "silne emocje wciąż utrudniają wielu Żydom racjonalne myślenie o Niemczech i o Niemcach".

Do połowy lat 60. jedynym państwem, które złamało monopol komunistów na prawa do symbolu Auschwitz, był nowo powstały Izrael. Zagłada narodu żydowskiego (szoah) okazała się głównym spójnikiem łączącym ludzi, którzy przybyli na Bliski Wschód z różnych krajów, mieli różną mentalność, nawet używali różnych języków. Żydzi rychło uznali Auschwitz za swoją narodową własność i tym symbolem męczeństwa nie zamierzali się z nikim dzielić. Prędzej czy później musiało więc dojść do zderzenia z władzami PRL, a w jakiejś mierze także z polską opinią publiczną. Przecież jeszcze na początku lat 90. według badań CBOS Auschwitz za miejsce martyrologii narodu polskiego uznawało 48 proc. mieszkańców Rzeczypospolitej, a jedynie 8 proc. za miejsce zagłady Żydów. Rząd w Warszawie alergicznie reagował na informacje o likwidacji Żydów w Auschwitz. W 1968 r. ukazał się 8. tom Wielkiej Encyklopedii Powszechnej. Na polecenie władz wydawca musiał sporządzić i rozesłać do prenumeratorów czterostronicowy suplement, w którym podkreślał męczeństwo narodu polskiego i umniejszał znaczenie likwidacji Żydów. Za wyolbrzymianiem ich zagłady miała stać "tragiczna w swoim znaczeniu unia między Izraelem i Niemcami Zachodnimi". W tym bowiem czasie RFN starała się o pojednanie z państwem Izrael. W efekcie tej dalekowzrocznej polityki Niemcy odkupiły (często dosłownie za wielkie pieniądze) swoje zbrodnie.

Władze PRL rozpętały za to antysemicką nagonkę i wygnały w 1968 r. z kraju resztki społeczności żydowskiej.

W oczach opinii światowej utrwalił się stereotyp Polaka antysemity, a popularność zdobyła teoria, że Niemcy nieprzypadkowo wybrali Polskę jako miejsce zagłady Żydów - mogli tu bowiem liczyć na przychylną postawę antysemicką ludności. Jeszcze dziś przedstawiciele polskiej dyplomacji raz po raz muszą protestować przeciwko publikacjom zachodnich mediów, określających Auschwitz i inne miejsca zbrodni hitlerowskich mianem "polskich obozów zagłady".

Antysemicka awantura 1968 roku przydarzyła się Polsce w najgorszym z możliwych momentów. W tym czasie na Zachodzie, zwłaszcza w USA, odradzała się pamięć o Auschwitz, zaś antysemityzm stawał się kompromitującym piętnem . Momentem przełomowym, który zapoczątkował te przemiany, był rok 1961, kiedy to w Izraelu zaczął się proces jednego z organizatorów zagłady, Adolfa Eichmanna. Relacje z procesu sprawiły, że do powszechnej świadomości dotarła prawda o "ostatecznym rozwiązaniu" i o tym, że celem było zabicie wszystkich Żydów. Słowo "holocaust" weszło do powszechnego użycia. Antysemickie wypowiedzi, które jeszcze w poprzedniej dekadzie dość często pojawiały się w amerykańskich gazetach, teraz przestały być akceptowane.

Jednocześnie Auschwitz zyskał dla amerykańskich Żydów wielkie znaczenie. Ta społeczność, złożona z ludzi wykształconych, zamożnych, zeświecczonych i coraz silniej zasymilowanych, ulegała dezintegracji; zamierało w niej poczucie wspólnoty losu i interesów. Aż tu nagle pojawił się wspólny dla wszystkich symbol. "Ani Izrael, ani żydowskie wychowanie, ani inne zwykłe hasła nie potrafią już zmobilizować żydowskiej wspólnoty. Za to holocaust działa zawsze" - powiedział anonimowy sponsor Centrum Szymona Wiesenthala, zacytowany przez Petera Novicka.

W Hollywood kręcono filmy o zagładzie, a waszyngtońskie Muzeum Holocaustu jest od chwili powstania w 1993 roku najtłumniej odwiedzanym muzeum w dziejach Stanów Zjednoczonych. Pod wpływem Żydów z USA pamięć o Auschwitz odrodziła się w całym świecie zachodnim. Tyle że obóz zaczął być kojarzony tylko z holocaustem, a o ofiarach z innych nacji zapomniano.

W Polsce przegapiono tę zmianę. Po wyborze na papieża Karola Wojtyły - jak to ujął w pracy "Pamięć podzielona, pamięć urażona" Tomasz Goban-Klas - nastąpiła szybka "dekomunizacja i chrystianizacja Auschwitz", w którym zginęli śmiercią męczeńską Maksymilian Kolbe i Edyta Stein, a pod Ścianą Śmierci rozstrzelano tysiące katolików. Do budynku sąsiadującego z terenem obozu w 1984 r. wprowadziły się siostry karmelitanki. W 1988 r. na żwirowisku pod Murem Straceń stanął papieski krzyż.

Na reakcję strony żydowskiej nie trzeba było długo czekać. "Jak śmią Polacy, którzy są znani ze swego antysemityzmu i którzy z ulgą przyjęli fakt likwidacji Żydów, zawłaszczać Auschwitz jako swój symbol? " - pisał w książce "Gray Down" Charles Hoffman. Gdy po 1989 r. Polska otworzyła się na świat, pod murami obozu wybuchła polsko-żydowska wojna na symbole. Regularne wizyty protestacyjne zaczął tu składać radykalny rabin z Nowego Jorku Avraham Weiss. Szybko znalazł godnego przeciwnika w osobie byłego działacza opozycyjnego Kazimierza Świtonia.

W jednej tylko kwestii przedstawiciele obu obozów zgodnie wyrażali oburzenie - nie zgadzali się z ponownie dokonanym przez historyków szacunkiem liczby ofiar. Już na początku lat 90. wiadomo było, że w Auschwitz zabito nie 4, lecz ok. 960 tys. Żydów (z czego ok. 300 tys. było obywatelami Rzeczypospolitej), ok. 75 tys. Polaków, 21 tys. Cyganów, 15 tys. radzieckich jeńców wojennych oraz 15 tys. osób z innych krajów całego świata. Ponadto 200 tys. ludzi różnej narodowości zmarło z głodu i wyczerpania. "Oba narody, polski i żydowski, wpadły w polityczną zasadzkę - używania liczby ofiar dla czysto politycznych racji" - podsumował żydowski historyk Yehuda Bauer. I zapamiętały się w próbach zawłaszczania tragedii. Chwilami odnieść można wrażenie, że nacjonaliści i ekstremiści z obu stron największe pretensje mają o to, że hitlerowcy śmieli mordować w Auschwitz nie tylko ich ziomków.

Andrzej Krajewski - doktor historii. Zajmuje się dziejami najnowszymi
[Newsweek, Nr. 04/05, 30.01.2005 ]

- - - - - - - - - - - -
<-powrót | w górę

© Copyright Szycha (2004-2015)