.: 28.03.1944 - Ucieczka kanałami z obozu na Majdanku
Strona główna
Aktualności
Historia obozów
Władze zwierzchnie
Obozy zagłady
Obozy koncentracyjne
KL Lublin (Majdanek)
   Obóz
    Założenia i budowa
    Organizacja obozu
    Obsada stanowisk
    FKL
   Podobozy
   Więźniowie
    Oznaczenia
    Funkcyjni
    Samopomoc i konspiracja
   Ucieczki
   Warunki bytowania
   Eksterminacja
   Grabież
   Kalendarium
   Obóz NKWD
   Procesy zbrodniarzy
   Muzeum
   Galeria
   Zdjęcia archiwalne
   Zdjęcia współczesne
Biogramy
Eksperymenty
Dokumenty
Słowniczek obozowy
Filmy
Czytelnia
Autorzy
Linki
Bibliografia
Subskrypcja
Wyróżnienia
Księga gości

Wstęp
System strzeżenia i izolacji więźniów
Ucieczki
14/15.07.1942 r. - Brawurowa ucieczka jeńców radzieckich
16/17.03.1944 - Ucieczka kierownictwa Związku "Orzeł"
28.03.1944 - Ucieczka kanałami

Uciekinierzy:

Jan Sarzyński "Dziadek"
- w czasie ucieczki miał 46 lat
- starszy wachmistrz
- przed aresztowaniem - komendant organizacji konspiracyjnej w Hrubieszowskiem
- należał do Związku "Orzeł"
- więzień IV pola

Mikołaj Caban "Kola"
- siedział w więzieniu na Zamku Lubelskim w jednej celi z bratem Stanisława Zelenta
- więzień IV pola

Tadeusz Czajka
- mieszkaniec Puław - do więzienia na Zamku Lubelskim, a następnie na Majdanek trafił za przynależność do AK
- na Majdanek trafił 13.08.1943 r.
- należał do Związku "Orzeł"
- więzień IV pola

Stefan Drozd
- fryzjer w baraku nr 21 na IV polu
- należał do Związku "Orzeł"
- więzień IV pola

Władysław Gałasiński
- więzień IV pola

Stefan Iwanek
- więzień IV pola

Wiktor Piątkowski
- należał do Związku "Orzeł"
- więzień IV pola

Robert Skrzypczak
- należał do Związku "Orzeł"
- więzień IV pola

Henryk Srebrzycki-Silberspitz
- w czasie ucieczki miał 18 lat
- w czasie pobytu na III polu pełnił funkcję kapo. Po przeniesieniu na IV pole zdegradowany do roli pisarza blokowego.

Plan i przebieg ucieczki

lan ucieczki kanałami zrodził się w głowie W. Gałasińskiego już w sierpniu 1943 r. Pomysł ten podsunął mu pewien starszy więzień, który razem z nim pracował w komandzie, a obecnie już nie żył. Długo trzymał go w tajemnicy, nie wierząc zbytnio w jego powodzenie, ale 27 marca 1943 r. przedstawił go R. Skrzypczakowi i S. Drozdowi. Ci następnie skontaktowali się z J. Sarzyńskim "Dziadkiem", który nie do końca przekonany był co do powodzenia ucieczki, jednak zgodził się wziąć w niej udział. Do całej akcji R. Skrzypczak wciągnął T. Czajkę, ten z kolei W. Piątkowskiego. Cała akcja miała być poprzedzona gruntownym rozpoznaniem i zdobyciem planów kanału. Jednakże jeszcze tego samego dnia przygotowania do ucieczki nabrały rozpędu. Wtedy to, za pośrednictwem robotnika wolnościowego, w ręce J. Sarzyńskiego dostał się plakat, na którym figurowało 12 nazwisk Polaków powieszonych w odwet za zabicie w Chełmie siedmiu gestapowców. Na plakacie tym widniało m.in. nazwisko J. Sarzyńskiego i M. Cabana. Egzekucja wykonana 26 marca, nie wróżyła nic dobrego tym, co znaleźli się na tej liście. Postanowiono działać więc jak najszybciej. Dzień ucieczki wyznaczono na 28 marca. Po zbadaniu studzienek przez M. Cabana i W. Gałasińskiego ustalono czas ucieczki na popołudnie. O planowanym terminie ucieczki powiadomił T. Czajkę R. Skrzypczak w czasie przerwy obiadowej. J. Sarzyński, R. Skrzypczak, S. Iwanek, W. Gałasiński, S. Drozd, M. Caban znajdowali się w Gärtrenei, zaś T. Czajka i W. Piątkowski na IV polu. Problem tkwił w tym, że T. Czajka nie mógł opuszczać pola. Zadecydowano więc wtajemniczyć H. Srebrzyckiego, któremu udało się przeprowadzić T. Czajkę przez bramę na polu.

Trasa ucieczki kanałem z numeracją studzienek

Uciekinierzy podzielili się na 2 osobowe grupy, z których każda miała jakieś zadanie do wykonania. Pierwsza dwójka, to jest M. Caban i R. Skrzypczak, miała wejść do studzienki i czołgając się kanałem przepiłować kraty, torując tym samym drogę następnym. Najbardziej niebezpieczne było pokonanie pierwszych trzech studzienek położonych na terenie Gärtnerei, gdzie mogli znajdować się zarówno SS-mani, jak i kapo. Tak więc zadaniem drugiej dwójki - S. Drozda i W. Gałasińskiego - było ubezpieczanie pracujących w kanale. Mieli oni śledzić posuwanie się pierwszej dwójki, ostrzegać ją przed ewentualnym niebezpieczeństwem i w miarę możliwości usuwać niespodziewane przeszkody. Mieli oni także, po ich przejściu przez trzecią studzienkę, zameldować o tym "Dziadkowi", a następnie wejść do kanału.

W tym czasie S. Iwanek musiał zatrzymać kapo w cieplarni dotąd, aż zwolni go J. Sarzyński i da zezwolenie na wejście do kanału.

Trzem więźniom, którzy pozostali na polu (T. Czajka, W. Piątkowski i H. Srebrzycki) nie rozdzielono zadań, gdyż nie wiedziano czy uda im się wydostać i tak naprawdę ilu ich idzie. O H. Srebrzyckim nie wiedziano, że ucieka razem z nimi. W przypadku gdyby dołączyli miał nimi pokierować "Dziadek".

Przed akcją J. Sarzyński dał wszystkim po łyku wódki, jak się miało niedługo okazać wódka ta ułatwić miała ucieczkę. Po toaście cała szóstka rozeszła się na swoje stanowiska. Pierwsza dwójka udała się do studzienki, gdzie już rano M. Caban wypiłował kratę. Po chwili, upewniwszy się, że nikt ich nie widzi weszli do środka. W tym czasie druga dwójka stała już przy drugiej studzience udając, że coś sprzątają. S. Iwanek zaś miał za zadanie zatrzymać kapo w cieplarni, przynajmniej do przekroczenia przez pierwszą dwójkę trzeciej studzienki. Do tego celu przydzielono mu pół litra wódki. W międzyczasie, gdy z wielkim trudem "jedynka" pokonywała drugą studzienkę S. Iwankowi kończyła się wódka.

- No, Stefan - bełkoce kapo - keine wodka?

Z opresji uratował go "Dziadek", który przyszedł z kolejną połówką, po czym dał znak S. Iwankowi do opuszczenia cieplarni. Sam także po chwili ją opuścił pod pretekstem konieczności nadzorowania więźniów przy pracy. Następnie obaj skierowali się do kanałów. Po sforsowaniu trzeciej studzienki przez jedynkę S Drozd, W. Gałasiński i S. Iwanek weszli do pierwszej studzienki. "Dziadek", jako jedyny wszedł od razu do trzeciej studzienki, która w żaden sposób nie była osłonięta.

- Jak na mój wiek - myśli - trochę za długa trasa. Zaryzykuję wejście od razu do trzeciej studzienki. Im nie mogłem pozwolić - usprawiedliwia się - młodzi lubią szarżować. Ja będę ostrożny.

W kanale bulgot, chlupot i ciężkie dyszenie. [...] pełzną dalej. [...] Głowę trzyma się, a raczej stara się trzymać nad płynącą cieczą. Pomaga się łokciami, ale rura jest wąska i okrągła, łatwo ześlizgnąć się. Wszędzie pełno mułu i szlamu - i w kieszeni, i pod ubraniem, i na twarzy. Śmierdzi dosyć wyraźnie.

Do studzienki pierwszej dotarło również trzech więźniów z pola tzn. W. Piątkowski, H.Srebrzycki i T. Czajka. W odstępach 10-cio minutowych w kolejności jw. weszli do studzienki. Czołgali się w odstępach kilkunastu metrów od siebie, zabezpieczając się przed zbytnim spiętrzeniem wody. Najbardziej odpowiedzialne zadanie miała jedynka, która piłowała kraty w kanale (takich miejsc było 10, w tym 8 na terenie obozu). Od ich wytrzymałości zależało powodzenie ucieczki.

Przy ósmej studzience S. Drozd, który był lepiej zbudowany, i który z trudem przeciskał się w rurze, był już wycieńczony. Wbrew słowom W. Gałasińskiego postanowił wyjrzeć przez studzienkę, ale była zaryglowana. To, być może ich ocaliło, gdyż S. Drozd chcąc wyjrzeć mógł natknąć się na SS-mana. Problemem byłoby, gdyby to dziesiąta studzienka (miejsce wyjścia na powierzchnie) była zamknięta, ponieważ plany ucieczki nie przewidywały zamkniętych włazów.

Pomiędzy ósmą a dziewiątą studzienką uciekinierzy napotkali szkielet człowieka, który najprawdopodobniej także próbował tego sposobu ucieczki, ale z niewyjaśnionych przyczyny nie udało mu się.

Przy dziewiątej studzience, która znajdowała się już za terenem obozu, tym razem to R. Skrzypczak postanawia wyjrzeć na zewnątrz, aby sprawdzić, czy w tym miejscu nie da się już wyjść. Jak przypuszczali studzienka ta znajdowała się już poza obozem, jednak wyjście uniemożliwił strażnik stojący tuż obok. Aby przejść rurą do kolejnej studzienki musieli znowu piłować kraty, jednak teraz musieli starać się robić to jak najciszej, aby nie wzbudzić podejrzeń strażnika stojącego nad nimi. Postanowili przepiłować tylko jedną kratę i w jakiś sposób przecisnąć się przez ten niewielki otwór. W między czasie dołączył do nich "Dziadek". Z odcinka rury, którą do tej pory pokonali zaczął dochodzić krzyk - to S.Drozd, który opadł z sił topił się. R. Skrzypczak ruszył mu z pomocą.

Nie wiem, co myślał, gdy szedł na pomoc koledze. Czy zastanawiał się, że będzie musiał czołgać się pod prąd, a potem wracać tyłem? Teraz to już nieważne. Stefan żyje...

Kiedy miał miejsce te wydarzenia, S. Iwanek był między ósmą a dziewiątą studzienką, tuż za nim był W. Piątkowski. H. Srebrzycki i T. Czajka znajdowali się miedzy siódmą a ósmą.

Dziesiąta studzienka znajdowała się w odległości ok. 100 metrów od drutów i ok. 50 metrów od zabudowań mieszkalnych. Po dotarciu do tego miejsca przez pierwszą grupę (Robert, Mikołaj, Dziadek, Stefan i Władek) i po upewnieniu się, że strażnik patrolujący teren przy drutach poszedł w innym kierunku, opuścili kanał udając się w pobliże najbliższych zabudowań. Po chwili dołączyli do nich S. Iwanek i W. Piątkowski.

H. Srebrzycki i T. Czajka opuścili kanał wychodząc dziewiątą studzienką - tuż przy drutach. Było to niebezpieczne, ale myśleli, że wszyscy opuścili kanał w tym miejscu, gdyż zmyliły ich kurtki pozostawione w kanale, a także wszechogarniająca cisza. Sprawa kurtek była prosta. Pierwsza piątka pozostawiła je przy dziewiątej studzience aby móc przecisnąć się przez mały otwór, który powstał po odpiłowaniu tylko jednej kraty przez R. Skrzypczaka.

I tak cała dziewiątka znalazła się na wolności. W pobliskich zabudowaniach dostali cywilne ubrania, a napotkany chłopak wskazał im drogę do lasu. S. Iwanek odłączył się od grupy i skierował w stronę Lublina, zaś pozostała ósemka podążyła w pewnych odstępach od siebie drogą wskazaną przez chłopca.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z naszego wyglądu. Jesteśmy mokrzy, straszliwie umorusani, z wydartymi kolanami, zakrwawieni, w samych marynarkach... [...] Nikt, kogo spotkamy, nie weźmie nas za zwykłych przechodniów.

Droga ta prowadziła m.in. obok zapasowej bramy Majdanka, którą w tym właśnie momencie wracało komando z pracy pod eskortą samego Antona Thumanna. Mimo grożącego im niebezpieczeństwa nie mogli schować się, czy jak gdyby nigdy nic zawrócić. Każdy nienaturalny gest, czy ruch zwróciłby uwagę SS-manów i Thumanna, co przyniosłoby katastrofalne skutki, zważywszy na to, że część uciekinierów miała znaczone olejną farbą ubrania cywilne.

Thumann ciągle jeszcze stoi. Pozna, nie pozna? Wystarczy, że będzie miał wątpliwości i podjedzie bliżej. Decydujemy się. Ruszamy wolno ze wzrokiem utkwionym w jeźdźcu. Zacina konia. Nie, nie w naszym kierunku.

Do abramowickiego lasu dotarli, gdy zapadał już zmrok. W tym też momencie z Majdanka odezwały się syreny alarmowe informujące o ucieczce. Pogoda sprzyjała uciekinierom - padał śnieg, który zacierał ich ślady. Na przeciwnym skraju lasu natrafili na chatę życzliwego gospodarza, który ich nakarmił, zaopatrzył w ubrania i wskazał drogę do wsi Skrzynice, gdzie Witek znał gospodarza o nazwisku Maliszewski. Szli lasem, trzymając się blisko drogi aby nie zabłądzić.

Ta noc decydowała o wszystkim. Należało jak najdalej odskoczyć od Lublina, jak najgłębiej zaszyć się w lesie.
[...]
Zmęczenie powoli brało górę. Zawinięte na kolanach szmaty przywarły do ran i przy zginaniu sprawiały teraz dodatkowy ból. Mróz, chociaż może nie tak wielki, atakował coraz ostrzej. Nasze cienkie ubrania dawno przewiały dotkliwy wiatr. Ciemność wydała się bardziej czarna i obca.

O świcie dotarli do wsi Skrzynice, gdzie zostali przyjęci przez znajomego W. Piątkowskiego, pana Maliszewskiego. Przebywali tam do czwartku, kiedy na wieść o pojawieniu się Niemców we wsi uciekli do lasu. Cała ósemka była wyczerpana, miała opuchnięte i poranione nogi. Z trudem się poruszali. Napotkanego w lesie mężczyznę prosili o sprowadzenie sań. Mężczyzna długo nie wracał, bojąc się o to, że mógł powiadomić Niemców powzięli decyzje o dalszym marszu. Trafili do gajówki, gdzie miejscowy oddział partyzancki wziął ich za szpicli, których Niemcy wypuścili z Majdanka. Tłumaczenia na nic się zdały i zostali przewiezieni do wsi Żuków. Po nocy spędzonej w stodole zostali wypuszczeni dzięki temu iż rozpoznał ich Paweł Dąbek, który razem z T. Czajką, S. Drozdem, W. Piątkowskim, J. Sarzyńskim, R. Skrzypczakiem należał na Majdanku do Związku "Orzeł".

Zaczął się nie tylko nowy dzień, zaczął się Nowy Czas.

Obóz
Po ogłoszeniu alarmu, brakujących więźniów przez długi czas szukano na terenie obozu. Na trop natrafiono przypadkowo, odnajdując koło północy ubrania pozostawione w jednej ze studzienek. Rankiem otoczono wieś Dziesiąta i wszystkich jej mieszkańców pognano na Majdanek, gdzie przebywali trzy dni. Niemcy próbowali dowiedzieć się czegoś co pomogłoby w schwytaniu uciekinierów, ale nic nie zdziaławszy musieli ich wypuścić.

S. Iwanek - po opuszczeniu kanału udał się w stronę Lublina. Trafił na gospodarzy, którzy ofiarowali mu cywilne ubranie. Idąc ulicą 1 maja wpadł na niemieckiego żołnierza, fakt, że ten wziął go za pijanego uratował go od wpadki. Dotarł do mieszkania siostry - Krystyny przy ul. Dolnej Panny Marii. Nie zastawszy nikogo ruszył do wsi Sługocin do swojego kuzyna Edwarda Reszki.

- - - - - - - - - - - -
<-powrót | w górę

© Copyright Szycha (2004-2015)