.: Wyżywienie w obozie koncentracyjnym na Majdanku (KL Lublin)
Strona główna
Aktualności
Historia obozów
Władze zwierzchnie
Obozy zagłady
Obozy koncentracyjne
KL Lublin (Majdanek)
   Obóz
    Założenia i budowa
    Organizacja obozu
    Obsada stanowisk
    FKL
   Podobozy
   Więźniowie
    Oznaczenia
    Funkcyjni
    Samopomoc i konspiracja
   Ucieczki
   Warunki bytowania
   Eksterminacja
   Grabież
   Kalendarium
   Obóz NKWD
   Procesy zbrodniarzy
   Muzeum
   Galeria
   Zdjęcia archiwalne
   Zdjęcia współczesne
Biogramy
Eksperymenty
Dokumenty
Słowniczek obozowy
Filmy
Czytelnia
Autorzy
Linki
Bibliografia
Subskrypcja
Wyróżnienia
Księga gości

WARUNKI BYTOWANIA
Życie w obozie
Kary i szykany
Rozkład dnia w obozie
Wyżywienie
Odzież więźniarska

prawami wyżywienia w KL Lublin (Majdanek) zajmował się Referat zaopatrzenia żywnościowego (Verpflegungswirtschaft) wchodzący w skład Wydziału IV - Administracyjno-Gospodarczego (Abteilung IV - Verwaltung). Jego głównym zadaniem było dostarczanie produktów żywnościowych do kuchni na polach więźniarskich oraz do kasyna SS. Komórka ta otrzymywała od władz nadrzędnych - Urzędu B I - Zaopatrzenie Żywnościowe (Verpflegungswirtschaft) w WVHA ramowe instrukcje w sprawach aprowizacyjnych. Jednak ilość i jakość wyżywienia zależała również od komendanta, kierowników Wydziału III, kucharzy, czy więźniów funkcyjnych.

kwiecień 1942 r.

Według oświadczenia komendanta obozu Karla Otto Kocha, dzienny koszt wyżywienia jednego więźnia w obozie na Majdanku wynosił 30 feningów

W połowie 1942 r. władze obozu zdecydowały się na zorganizowanie pomocniczych gospodarstw - rolnego (Lagergut) i ogrodniczego (Gärtnerei), które w pewnym stopniu pokrywały zaopatrzenie obozu. Produkty żywnościowe, których nie wytwarzały ww. gospodarstwa, obóz otrzymywał z Wydziału Wyżywienia i Rolnictwa w Urzędzie Szefa Dystryktu Lubelskiego.

Więźniowie przebywający w obozie koncentracyjnym na Majdanku (KL Lublin) otrzymywali posiłki trzy razy dziennie:

Śniadanie:

- ćwierć litra czarnej niesłodzonej kawy zbożowej, mięty lub napoju z mieszanki ziół. Cukier wydawany był bardzo rzadko, np. między kwietniem 1943 r., a kwietniem 1944 r. nie wydano go ani razu. Czasem do kawy dodawano po dwa kartofle w łupinach. Co jakiś czas zamiast kawy wydawano więźniom wodę zaprawianą mąką, tzw. berlaj. Od maja 1944 r. do kawy zaczęto wydawać połowę dziennej racji chleba.

Obiad:

- zupa - to podstawowe danie wydawane na obiad, wydawane w ilości 3/4 litra. Jej skład zależał m.in. od pory roku. Najczęściej podawano zupę z brukwi, jarmużu, lub kapusty. Niedogotowane, często zgniłe warzywa powodowały masowe zachorowania na biegunkę. Od jesieni 1943 r., jakość wydawanych obiadów uległa poprawie. Nadal były to głównie zupy z brukwi, kartofli, czy jarmużu, jednak gęściejsze i z niewielkimi dodatkami mięsa i tłuszczu. Co jakiś czas do zupy dodawano parowane kartofle w łupinach, zaś raz w tygodniu wydawano więźniom gulasz - rozgotowane kartofle z końską kiełbasą. Zupa była tak obrzydliwa w smaku, że nowo przybyli więźniowie nie byli w stanie jej zjeść. Dopiero długotrwały głód zmuszał ich do jedzenia.

Zupy na Majdanku

Z posiłków, otrzymywanych w Majdanku najmniej lubiłem zupę, której nie dało się zjeść bez plucia i dla tego nazywaliśmy ją "plujką". Była to mętna i mdła mieszanina płynu z ostrymi plewami, chyba owsa. Drugim rodzajem zupy była ciemnobrunatna, rzadka ciecz z jakąś zawiesiną o gorzkim smaku. Zupa ta miała jednak tę zaletę, że podczas jej spożywania nie pluło się, więc zawsze coś niecoś w żołądku zostawało.

Józef Jeleń

Kolacja:

- pajda chleba (wypiekana z mąki z trocinami) i 1/2 niesłodzonego naparu z ziół lub kawy zbożowej. Prawdopodobnie wiosną 1943 r. wprowadzono dodatki do chleba w postaci sera topionego, kiełbasy końskiej (ok. 30 g), margaryny (ok. 20 g) czy marmolady buraczanej (ok. 20 g) wydawane naprzemiennie w wyznaczone dni tygodnia.

Kilogramowy bochenek chleba dzielono na 4, 6, 8, a nawet na 10 porcji w zależności od okresu funkcjonowania obozu. Było to związane m.in. z ilością więźniów w obozie, a także z wytycznymi władz zwierzchnich, co do dziennych kosztów wyżywienia więźniów.

Funkcja Brotverteilera

W ciągu przedpołudnia przywożono do brotkamery chleb na stan całego trzeciego pola, a ja po południu rozdzielałem ten chleb na poszczególne bloki. Z każdego bloku przychodził schreiber ze stubendienstem i zabierali chleb według stanu osobowego bloku. Bochenek chleba wypadał na ośmiu więźniów. Przedtem musiałem kilkanaście chlebów pokroić na osiem części, by móc według stanu w poszczególnych blokach wydać co do jednej pajdki, na przykład w baraku nr 7 stan więźniów wynosił 427, a więc wydawałem 53 bochenki i 3 pajdki chleba.

Jan Zakrzewski, więzień nr 1619

Emaliowa miska do spożywania posiłków1

Jedzenie spożywano w emaliowanych miskach, puszkach po konserwach, czy starych garnkach. Pojemników tych było jednak mniej niż więźniów w obozie, dla tego też, z jednej miski jadło po kilku więźniów. Kiedy jeden skończył, podawał miskę drugiemu, zaś ten kolejnemu. W 1942 r. więźniowie jedli drewnianymi łyżkami, jednak w 1943 r. zaprzestano ich wydawania, a następnie odebrano je reszcie więźniów. Od tego momentu gęstą część zupy wybierano palcami, lub wystruganymi z drewna łopatkami.

Całodzienna racja żywnościowa w obozie zawierała od około 800 do 1000 kalorii. Ilość ta była niewystarczająca dla ciężko pracujących więźniów, ponieważ norma dla ciężko pracującego wynosi 4800, a dla lżej pracującego 3600 kalorii. Ich organizmy zużywały najpierw zapas własnej tkanki tłuszczowej, a następnie białko mięśni i tkanek narządów doprowadzając do skrajnego wycieńczenia organizmów. Po upływie około 3 miesięcy od przybycia do obozu, więźniowie zapadali na chorobę głodową. Jednym z jej objawów była biegunka (Durchfall), która pogłębiała stan niedożywienia uniemożliwiając przyswajanie pożywienia przez organizm.

Nieco lepsze wyżywienie mieli więźniowie pracujący w komandach istotnych z punktu widzenia samych Niemców. I tak lepsze wyżywienie mieli np. więźniowie pracujący w warsztatach samochodowych, przy budowie dekoracyjnego zameczku na II polu więźniarskim, czy więźniowie kopiący rowy egzekucyjne.

"Kuchnia. Wydawanie posiłków", rysunki nieznanego autora2

Kucharska arystokracja

Zespół kucharzy, zwłaszcza Kuchenkapo oraz jego najbliżsi pomocnicy, to była prawdziwa arystokracja obozowa. Mieli oni w swej dyspozycji wielotonowe przydziały - dla całego Pola - nieraz na parę dni ersatzowej margaryny, kiełbasy (chyba z koniny), zwanej Gammelwurst, buraczanej marmolady, także ersatzowego sera topionego. Artykuły te, zgodnie z wywieszonym zarządzeniem komendanta obozu, w charakterze przydziałów, czyli tzw. Zulagów, winny trafiać do żołądków więźniów [...].

Przydziały żywności w obozie były głodowe. A te głodowe porcje jeszcze bardziej zmniejszały się, zanim dotarły do więźniów, bo kradli kucharze, blokowi, Blockschreiberz, Stubendienstz, Kostrerteilerz, przy czym nie były to kradzieże powodowane głodem, ale służyły do celów handlowych, na płacenie łapówek kapo, Lagerälteste, esesmanom, szefom kuchni, na kupowanie im wódki. Kradli nawet i więźniowie, ci już dla zaspokojenia najprymitywniejszych potrzeb. Do więźniów trafiały więc ostatecznie ochłapy i tak mikroskopijnych przydziałów żywności, co przyspieszało ich koniec

Andrzej Stanisławski, więzień nr 3584

Część więźniów, wykazujących się sprytem, organizowała sobie dodatkowe wyżywienie. Możliwość zorganizowania mieli zwłaszcza ci więźniowie, którzy pracowali m.in. w obozowym gospodarstwie rolnym, w kuchni, magazynach żywnościowych, lub mieli kontakt z pracownikami cywilnymi pracującymi na terenie obozu. Jednak dodatkową żywność byli w stanie zdobyć tylko nielicznie, zaś większość cierpiała na skutek głodu. Aby zdobyć żywność nie cofali się nawet przed wyjadaniem ze śmietników gnijących odpadków. Ich zjedzenie najczęściej wywoływało biegunkę, która mogła doprowadzić nawet do śmierci.

Skrajnie wycieńczeni, wyniszczeni głodem i otępiali pod względem psychicznym więźniowie byli nazywani w KL Lublin (Majdanek) - gamlami, w KL Auchwitz-Birkenau - muzułmanami, zaś w KL Stutthof - kryplami.

Gamle

Zaczęła pokazywać się nowa "kategoria" więźniów, tak zwani "gamle". Tym mianem obdarzono ludzi w Oświęcimiu zwanych "muzułmanami". Były to właściwie istoty-łachmany, wraki ludzkie, brudne, cuchnące szkielety, zobojętniałe na wszystko i wszystkich. Po porannym apelu mieli oni jedynie tyle sił, żeby gdzieś się "zamelinować". Jeżeli im się to nie udawało, jeżeli schwytano ich do jakiejś pracy, z reguły katorżniczo wyczerpującej, odbywanej pod gradem esesmańskich lub kapowskich ciosów, to z góry było wiadomo, że w południe, najpóźniej zaś wieczorem, zamiast gamla przyniosą jego skatowanego trupa. Ich abnegacja ustępowała jedynie wtedy, kiedy zaszczękały kotły z jedzeniem: sunęli przez największe tłumy z niewytłumaczalną siłą i energią, pchali się, by jak najszybciej odebrać swoją porcję śmierdzącej zupy. "Szczytem ich marzeń" była możność dopadnięcia pustego kotła, na którego dnie walało się jeszcze kilka łyżek rozmazanej zupy. Wciągali się w taki kocioł niemal do pasa i wylizywali dno, a choć bito ich okrutnie kijem czy pejczem, wyli, skowytali jak zwierzęta, lecz od kotła nie odstępowali, dopóki kropla jedzenia była na dnie. Najczęściej jednak ginęli pod razami rozwścieczonego Blockführera, esesmana lub kapo. Oni także odbywali nadal wyprawy na śmietniki, po czym - najczęściej pobici, pokrwawieni przez Sturmmanna lub kapo z kuchni - wracali ze "zdobyczą": cuchnącymi, gnijącymi obierkami ze zmarzniętych buraków bydlęcych, jakimi nas karmiono; czasami były to obierki z kartofli. Lecz zanim to połknęli, odbywali nad tym jakieś ceremonie, jakieś misteria, rozkładanie na kupki, chyba najpierw "zjadali" swoje skarby oczami, potem dopiero następowała właściwa "uczta".

Andrzej Stanisławski, więzień nr 3584

Oprócz głodu więźniom dawało się we znaki także pragnienie. Poza kawą zbożową lub wywarem z ziół, które wydawano rano i wieczorem, do momentu skanalizowania bloków, nie było możliwości niczym innym zaspokoić pragnienia.

Dziewczynka z Zamojszczyzny w jednym z lubelskich szpitali po zwolnieniu z KL Lublin (Majdanek) w sierpniu 1943 r. w wyniku starań Delegatury RGO w Lublinie3

Głód najbardziej dawał się więźniom we znaki od początku istnienia obozu do stycznia 1943 r. W tym okresie racje żywnościowe były minimalne, a na szerzej zakrojoną pomoc z zewnątrz nie można było liczyć. Miało to związek z zarządzeniem Ministra Aprowizacji i Gospodarki Rzeszy z 7 kwietnia 1942 r., w którym nakazywał zmniejszyć racje żywnościowe więźniom przebywającym w obozach koncentracyjnych i w więzieniach policyjnych. Ograniczenia te miały dotyczyć głównie mięsa, tłuszczów i mąki. Względy ekonomiczne, w tym zapotrzebowanie gospodarki III Rzeszy na ręce do pracy spowodowało, iż już jesienią 1942 r. w innych obozach, a na Majdanku od stycznia 1943 r. można zauważyć niewielką poprawę wyżywienia. Od lutego 1943 r. komendantura obozu KL Lublin zezwoliła Radzie Głównej Opiekuńczej (RGO) na przysyłanie więźniom narodowości polskiej jedzenia w postaci suchego prowiantu, chleba, marmolady, a z czasem gorących zup i paczek żywnościowych. W pierwszej kolejności starano się pomóc zwłaszcza więźniom chorym, jednak już od lutego do kwietnia 1944 r. dożywianiem objęto wszystkich Polaków osadzonych w obozie. Pomocy udzielał też Polski Czerwony Krzyż (PCK) współpracujący ściśle z RGO, oraz komórki i organizacje konspiracyjne jak Centralna Opieka Podziemna Armii Krajowej (OPUS), Komórka Więzienna i Międzyorganizacyjne Porozumienie Więzienne związane z Delegaturą Rządu na Kraj, Bataliony Chłopskie czy Ludowy Związek Kobiet. Z oczywistych względów organizacje konspiracyjne przesyłały żywność swoim podopiecznym znajdującym się w obozie za pośrednictwem PCK.

16.12.1943 r.

Władze obozu zezwoliły na przesyłanie paczek żywnościowych do obozu w dowolnej ilości o wadze 2 kg

styczeń 1944 r.

W ramach akcji dożywiania więźniów RGO w styczniu przesłała 13061 kg chleba, 2153 kg bułki, 138,9 kg sucharów, 23903 kg placków, 318 kg masła, 611 kg jabłek, 7 kg cebuli, 13 kg miodu oraz 17995 l zup normalnych i 360 l zup dietetycznych, 360 l kakao, 900 l mleka i 600 l kompotu. Oprócz tego PCK dostarczył 6521 paczek żywnościowych, a OPUS 470.

PRZEBIEG CHOROBY GŁODOWEJ
Stanisław Sterkowicz, lekarz, były więzień obozu koncentracyjnego w Neuengamme, uwzględniając własne doświadczenia i spostrzeżenia prześledził przebieg i objawy choroby głodowej w obozie koncentracyjnym dzieląc ją na cztery fazy.

Faza pierwsza (2 do 4 miesięcy) - rozpoczynała się w momencie aresztowania. Psychiczny stres spowodowany izolacją i niepewnością dalszej przyszłości odbierały apetyt i zmuszały do wytężonej koncentracji umysłowej i fizycznej w związku z odczuwanym stanem zagrożenia. Po uzyskaniu rozeznania własnej sytuacji wracała wywołana instynktem samozachowawczym chęć walki o przetrwanie. Pragnienie życia i walka o ocalenie zaczęły się łączyć integralnie z pragnieniem zaspokojenia coraz bardziej dotkliwie odczuwanego głodu. Żywotność i siły fizyczne u każdego były jeszcze w tym okresie na tyle dostateczne, aby czynić różnorakie starania w celu zdobycia dodatkowego pożywienia, rezygnować z pokarmów nienadających się do spożycia. Według S. Sterkowicza w pierwszej fazie nie zauważa się wyraźniejszych oznak degradacji moralnej, zapas sił fizycznych nie pozwala człowiekowi na upadlanie się dla zdobycia pożywienia za wszelką cenę.

Faza druga (1 do 3 miesięcy) - prostracja - zauważalny jest już u więźniów znaczny ubytek wagi i utrata sił fizycznych. W coraz większym stopniu uwaga więźniów koncentruje się na zdobywaniu pożywienia i urozmaiceniu go. Ludzi coraz częściej wyniszczają biegunki leczone zwęglonym chlebem, korą lub bezwzględną głodówką.

Faza trzecia (3 do 6 tygodni) - marazmu - początek "muzułmaństwa", więzień co raz częściej zdaje się na litość kolegów, często zadowala się odpadkami. Zachwianiu ulega funkcja kontrolna kory mózgowej, w konsekwencji człowiek zjada to, co jest w zasięgu jego możliwości, stąd biegunki i choroby przewodu pokarmowego. "Muzułmanin" prawdopodobnie czuł zbliżającą się śmierć, ale nie był w stanie temu przeciwdziałać. Obojętność, ginący instynkt samozachowawczy, więźniowie ci przestawali odczuwać lęk przed śmiercią.

Faza czwarta (do 3 tygodni) - od niej nie było już praktycznie odwrotu, więzień umierał obojętny na wszystko. W ostatnich ruchach wykonują czynności, do których zmusza ich obozowy reżim i przy tych czynnościach zastaje ich śmierć. W swym odrętwieniu nie doznają już uczucia głodu, czasami odmawiają przyjmowania pokarmów. Zmiany w całym ustroju, wynikłe z długotrwałego głodzenia są już nieodwracalne.

"Wieczorna giełda", obraz wykonany przez Jerzego Potrzebowskiego4
Chleb był podstawowym środkiem płatniczym. Można było nim płacić za strzyżenie, papier, ołówek, czy napisanie listu w języku niemieckim. Cena chleba w obozie była bardzo wysoka, np. w czerwcu 1943 r. za 1 kg chleba w obozie płacono 150 zł, kiedy na targu w Lublinie kosztował 14 zł.
Wielu więźniów głód zmuszał do przeszukiwania śmietników i okolic kuchni w poszukiwaniu obierzyn z brukwi i kartofli. Jednak nie dość, że spożycie zgniłych resztek mogło doprowadzić do biegunki, która to w większości kończyła się śmiercią, to jeszcze narażali się na bicie pałkami i pejczami z rąk SS-manów i więźniów funkcyjnych. Nie odstraszało to jednak kolejnych śmiałków do zaspokojenia choć na chwilę uczucia głodu...

______
1 - zdjęcie pochodzi z www.stutthof.pl
2 - zdjęcie pochodzi z książki Zenona Jagody, Stanisława Kłodzińskiego, Jana Masłowskiego, Oświęcim nieznany, Kraków 1981
3 - zdjęcie pochodzi z książki Józefa Marszałka, Majdanek, Warszawa 1987
4 - zdjęcie pochodzi z książki Zenona Jagody, Stanisława Kłodzińskiego, Jana Masłowskiego, Oświęcim nieznany, Kraków 1981

- - - - - - - - - - - -
<-powrót | w górę

© Copyright Szycha (2004-2015)